wtorek, 19 lutego 2019

Metanoicznej lektury życząc, o karmieniu się książkami, czyli literackich daniach głównych z deserem


Człowiek to istota psychosomatyczna, czyli ktoś z jego całą fizjologią, ale i duchowością. To system naczyń połączonych. I mam tu na myśli włśnie to, co cielesne połączone z tym, co stanowi przeżycia wewnętrzne istoty zwanej HOMO SAPIENS. By być czymś więcej niż tylko SAPIENS, istota taka wykorzystuje świadomie swą mądrość i chce w tej mądrości wzrastać. Zresztą niewzrastanie w mądrości jest po prostu cofaniem się, czyli głupotą i indolencją wraz ze wszystkimi jej synonimami.

Taki HOMO SAPIENS musi jeść, spać jak interaktywne tamagotchi, ale i... czytać. Ja czasem milczę w świecie, w którym sie "istnieje", nie oglądam, nie komentuję, nie opiniuję, bo wtedy czytam.
Po pewnym szczególnie ważnym dla mnie spotkaniu "sprzed lat" z Moją Wychowawczynią Bogusławą Żak (nauczycielem jezyka łacińskiego, języka greckiego i znawcą kultury antycznej) otworzyły się dla mnie kolejne drzwi z literaturą "z Olimpu", czyli ze szczytu stylu, formy i treści. 
Czytam książkę pt. "Złodziejka książek", której autorem jest niejaki Markus Zusak. Jestem na etapie odkrywania nowego stylu pisania i przez to nowego stylu czytania. Tak, styl pisania zmusza do zmiany stylu czytania. Można czytać "od deski do deski", czyli lineranie od pierwszej do ostatniej strony. Rozpoznawać fabułę, poznawać bohaterów i treść ich słów lub zamilczeń. Ale może delektować się książką. Wracać co kilka zdań, co kilka słów i tak co chwilę. Jakby się chciało wwiercić w głąb sensów i doświadczyć jeszcze głębiej smaku słów. Są książki, które czyta się, by poznać tylko okoliczności, może jakieś osoby. Omija się wtedy opisy i (niepotrzebne w danej chwili) fragmenty, które przeszkadzają w osiągnięciu mety. 
Są książki, których się nie czyta, to znaczy książki, których ja nie umiem przeczytać. Męczą mnie. Na czele z ponoć wybitną książką, "Kompleks Portoya" Philipa Rotha. Zapewne jest w niej głębia leżącego na kozetce młodego chłopaka. Wiem, że to spotkanie z psychoterapeutą czasem zastanawia, drażni, pobudza do myślenia, ale mnie jednak głównie drażni.
Dalej o książkach... Lepiej pisać o tych, o których mówi się w kategoriach kalos i kagathos, bo są piękne i niosą dobro.
Są więc książki, które czyta się, a raczej już cytuje dla samego siebie. Bo jakżeby inaczej, gdy czyta się te same zdania prawie każdego dnia, tak na dobry dzień i na dobranoc, a czasem znów w wolnej chwili. Dla mnie taką książką jest "Lot nad kukułczym gniazdem" K. Keseya, "Traktat o łuskaniu fasoli" W. Myśliwskiego,  "Łuk triumfalny" E. M. Remarque'a, "Obrona Sokratesa" Platona.
I tu nieprzypdkowe do Was, Czytelników, słowa Sokratersa, z którymi i ja się utożsamiam: Zatrzymajcie się więc na chwilę! Pomówmy jeszcze z sobą, póki wolno, otwarcie! Chcę wam jak przyjaciołom dać poznać, co znaczy, co się ze mną stało, a o czym dopiero wspomniałem. 
Gdy towarzyszy mi głód, takimi daniami mogę się karmić każdego dnia, ale na deser, który musi nie tylko smakować, ale i być wykwintnym w swej formie i sposobie podania, jest inna książka - "Sklepy cynamonowe" BSchulza. Tu można delektować się wszystkimi smakami, tu brzmi inaczej nawet dźwięk odkładanej na talerzyk łyżeczki lub widelczyka. W tej książce nawet kolory są inne niż te codzienne. Tu pastele i wyszukane nazwy barw w mocnym odcieniu. 
To przywilej zgubić się w tym labiryncie Brunona Schulza...
Inni porównują te dni do apokryfów, wsuniętych potajemnie między rozdziały wielkiej księgi roku, do palimpsestów, skrycie włączonych pomiędzy jej stronice, albo do tych białych niezadrukowanych kartek, na których oczy, naczytane do syta i pełne treści, broczyć mogą obrazami i gubić kolory na tych pustych stronicach, coraz bladziej i bladziej, żeby wypocząć na ich nicości, zanim wciągnięte zostaną w labirynty nowych przygód i rozdziałów.
Taką kolejną niezwykłą i niecodzienną książką staje się dla mnie (bo właśnie robię przerwę w jej czytaniu, by nie przejadło sie żadne słowo) "Złodziejka książek". Już się cieszę, że ją mam, że w każdej chwili będę mógł znowu dotykać słów i konotacji sensów.
Z książki "Złodziejka książek":

"Ukryta pod bluzą książka pożerała ją żywcem."

"Cień trzymał ręce w kieszeniach płaszcza. 
Miał pierzaste włosy.
Gdyby miał twarz, nosiłby wyraz krzywdy."

"Tłum zachowywał się
tak, jak zwykle zachowuje się tłum.
Kiedy przeciskałem się między ludźmi, stali, uprawiając grę w ciszę."

Znowu przypominają mi się słowa Goethego: "Chciałbym być wirusem i zarazić świat epidemią miłości". I parafrazując je, muszę stwiedzić, że chciałbym być wirusem i zarazić świat epidemią czytania. 
Życzę Wszystkim Wam takich książek, które niosą za sobą metanoię, czyli w dosłownym znaczeniu z gr. "μετανοια" przemiany (meta) umysły (nous).
Brakuje mi w języku zwrotu, którego używałoby się, życząc komuś wspaniałych doznań przy czytaniu książki. Zwrotu, który wznosiłby człowieka na swoisty Olimp uczuć, refleksji. Takiego zwrotu, który niósłby życzenia bycia tak wrażliwym, jak pozwala na to dana książka. Lub też takiego punktu patrzenie, by zobaczyć bohaterów w ich prawdzie, a nie tylko w korowodzie ich codzienności.
Słowa: Udanej lektury to tylko odniesienie do użyteczności, swoistego utylitaryzmu, czyli założenia, że książka ma przynieść określony efekt końcowy.
Albo słowa: Przyjemnej lektury. To ukierunkowanie na hedonistyczne doznania. Ale pytam, czy przyjemność ma być jedynym wyznacznikiem czytania? Na pewno zarówno użyteczność, jak i przyjemność, czy rozkosz są wielką wartością w życiu człowieka. Jednak czytanie książek to coś więcej. To nawet przeżycie mistyczne, o którym  Rudolf Otto w książce "Świętość" powiedziałby: numinotyczne. Bo czytanie jest tożsame z mysterium tremendum, a co za tym idzie według mnie, z grozą i przerażeniem, z majestatem, tajemnicą, wręcz frenezją romantyczną, ale i z mysterium fascinans, więc i z zachwytem, subiektywnym zachwytem nad światem...

Zatem.... metanoicznej lektury Ci życzę, Czytelniku!

Ciekaw jestem, jakie dla Ciebie książki są codziennymi daniami, a jakie deserami...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bo mur nie tylko dzieli. Może też łączyć.

Jest taka książka... Jest taka książka, która mnie poruszyła, zaciekawiła, ale i dała poczucie tego, co nazywam satysfakcją zrozumienia pr...