"Staruszka nie chciała umierać, rozmyśliła się, ale
było za późno. Połamała paznokcie, drapiąc farbę i tynk na ścianie. Potem
usiłowała wepchnąć krwawiące palce pod sznur na szyi. Podczas kopania w ścianę
złamała cztery palce. Tak bardzo walczyła, wykazała tak wielką chęć życia, że
zmusiło to Harry'ego Boscha do zastanowienia się, co popchnęło ją do
samobójstwa."
Tak zaczyna się powieść "Cmentarzysko"
/MICHAEL CONNELLY/
Myślę więc znowu o tym, co pcha ludzi aż tak daleko, by stracić tę
resztę wiary. Co czuje człowiek, gdy opuszcza krzesło spod stóp, wiedząc, że
zaraz zawiśnie, co czuje człowiek, który popija tabletki. Łyk za łykiem,
kolejny i czeka aż zaczną działać. Lecąc z wysoka, co się czuje i myśli?
Czy już staje przed oczami całe życie, czy strach zabija
resztkę człowieczeństwa zanim dotknie się ziemi?
Strach czy nadzieja?....
Modlę się za tych, którzy właśnie spadają ze sznurem na
szyi, za tych, którzy łykają tabletki i za tych, którzy wchodzą na mosty czy
budynki tak wysokie, że sięgają nieba...
Nie opuszczaj ich, Boże!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz