niedziela, 26 stycznia 2014 12:27
Na poddaszu myśli zbutwiałych gdzieś przy kominie gorącym od
płonących ludzkich marzeń liczę słowa te zapomniane i upadłe. Ileż ich
wokół. Pielęgnować je trzeba i leczyć. Dbać o ich wymowę i aksjologię.
Słowa znaczą i niosą siłę. Są i takie, których należy się
bać. Te śmierć niosą. Śmierć sensów i zrozumienia. Wśród wulgaryzmów i
przekleństw próbuję ocalić niewinność znaczeń.
Choć świat nie chce słuchać. Świat mówić tylko chce.
Bełkotem swego gniewu i nienawiści.
Prymitywizm pcha się drzwiami i oknami. Chronię się więc
gdzieś wśród bibliotek pełnych zbutwiałych ksiąg pełnych zatartych liter.
Jeszcze da się przeczytać, jeszcze można zrozumieć. Buduję więc mur z książek i
myśli. On ocali mnie od zalewu indolencji, chamstwa, grubiaństwa i
impertynencji....
Na nowo każdego dnia uczę się znaczenia i wartości słów.
Praca to ciężka i mozolna. Szczególnie gdy już po chwili uszy moje cierpią od
brzęków wydawanych przez usta i tłoki tych, o których kiedyś mówiło się "ciećwierz".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz