Metody nauczania nie muszą
być trudne, skomplikowane i wyszukane. Wręcz przeciwnie, mają być czytelne,
zrozumiałe i tak podane, by człowiek chciał się uczyć. A uczyć się to rozumieć,
to odkrywać w swej głowie wszelkie prawidła świata. nieważne, że może ktoś już
je odkrył, napisał wiele stron analiz i interpretacji tego świata. Istotą jest
tu mój własny świat, z moim pojmowaniem i zakresem pojęć, więc to ja sam muszę
przedrzeć się przez ten gąszcz, ale i różnorodność pięknych idei, dziwnych
słów, cudownych obrazów i tego uczucia, kiedy można się zachłysnąć tym, co nowe
i takie inspirujące.
Czytam o metodzie, którą
proponuje Richard Feynman.
Napisać na kartce temat i uświadomić sobie, co wiemy na dany temat. Zatem i to, czego nie wiemy. Zarówno czego nie wie uczeń, ale i nauczyciel. To
wymaga jednak pokory, by powiedzieć sobie samemu, że wiemy i rozumiemy tylko
tyle. Bo zawsze jest ktoś, kto może i nas czegoś nauczyć. Pokora to wartość,
której brakuje tym, którzy uczą innych. Nauczyciele chcą być lepsi, a w ich sposobie
myślenia oznacza to, że trzeba wiedzieć i rozumieć więcej od innych. Jednak
wierzą, że to jedyny wyznacznik ich oceny. Ale przecież autorytet mistrza i
nauczyciela buduje się nie na swojej własnej wiedzy, ale na umiejętności
ukazania uczniowi tego piękna, które można odkryć na nowo dla siebie. Można
dostrzec wtedy inne światy, poznać samego siebie w tej nowej przestrzeni. Tylko
jak ukazać komuś niezwykłość tego wszystkiego?
„Wiedzieć, jak
się rzeczy nazywają jest czymś zupełnie innym niż wiedza o tym, czym
naprawdę coś jest”.
/Richard Feynman/
Jak mówić, by być zrozumianym przez kogoś i, co więcej, by ten ktoś
chciał słuchać? Można przecież mówić o quasi-eksperymentalnym doświadczeniu
rzeczywiści przedstawionej w ujęciu aksjologiczno-pragmatycznym. Ale należy zachować szacunek do swego
odbiorcy, do ucznia, który jest na innym etapie odkrywania tych pojęć świata
nauki.
Chapeau bas tym, którzy mają w sobie tyle
pokory, by mówić o rzeczach trudnych w taki sposób, by ich zawiłość rozumieli
wszyscy.
Tylko świadomość swych granic pozwala na ich przekraczanie. Kiedy
człowiek zrozumie czego nie wie, czego nie rozumie, wtedy zaczyna się proces
uczenia. Jeśli jest to proces, znaczy
to, że wymaga on przejścia w czasie i przestrzeniu umysłowej z jednego punktu
do kolejnego. Można wrzucić człowieka w ten świat bez znajomości reguł tego
świata, bez znajomości języka, ale to zbyt niebezpieczne. Dlatego jeden
człowiek (tu zwany nauczycielem) musi przeprowadzić drugiego człowieka (tu
zwanego uczniem) przez tę przestrzeń, by w niej nie zginął.
Teraz czas przeglądania notatek, zapisków, rysunków i moment stworzenia
PROSTEJ historii, która na każdym etapie jest zrozumiała.
Ale jeszcze nie koniec tego uczenia. Trzeba teraz opowiedzieć innej
osobie o tym wszystkim, a tym samym sprawdzić, jaki jest ten "namalowany
obraz". Sposób przedstawienia też
jest ważny. Opowiadać tak, by kolejny człowiek chciał wejść do tego ogrodu, a
następnie chciał posłuchać, dotknąć, powąchać, posmakować tego wszystkiego.
Dlatego potrzebny jest najpierw człowiek, a potem dopiero nauczyciel
jako ten, który ma cele, sposoby, wiedzę i umiejętności.
Chapeau bas tym, którzy w tym powołaniu
pielęgnują swe człowieczeństwo, by stawać się wciąż specjalistą do
przygotowania i prowadzenia procesu edukacyjnego dla innych (i dla siebie
samego).