Jesteśmy istotami psychosomatycznymi. Każdy z nas to i ciało (gr. soma), i duch
(gr. psyche oznaczające także motyla). Czyli to, co namacalne i to, co
odczuwalne za pomocą wrażliwości. Nasza soma czyli nasze ciało potrzebuje tak wielu
różnych czynników, by żyć. Jednak nasza "motylowatość" potrzebuje
tego, co tak jak skrzydła motyla subtelne. Odczuwać to można poprzez sztukę. To
drżenie i przysłowiowa gęsia skórka na ciele to przecież doświadczenie tej
wibracji, która porusza nasze wewnętrzne potrzeby i naszą wewnętrzną
przestrzeń. Ty tyle słowem wstępu.
Teraz o tym, co pozwala poruszać się w tej wewnętrznej przestrzeni i
doświadczyć pewnego rodzaju quasi-uniesienia.
To osobiste przeżywanie sztuki. Budowanie samoświadomości i świadomości
swoich własnych potrzeb. Uważam, że artterapia wciąż jest niedoceniona, że
stanowi dla wielu tylko suplement do szeroko pojętej medycyny. Jednak tylko
świadomość synergii może pozwolić na połączeniu wszystkich możliwych elementów
dla osiągnięcia jak najlepszego, czyli pełnego efektu w
"naprawianiu". Ta naprawa to właśnie terapia, która musi uzdrowienie
ZARÓWNO tego, co cielesne, ale i tego, co duchowe.
Może moje efekty takiej kuracji byłyby rachityczne, ale moja propozycja
artterapii poprzez malarstwo jest taka oto.
Obraz Szarlatan Hieronima Boscha to początek uświadomienia
sobie, czym jest uzdrowienie i jakimi narzędziami można uzdrawiać. A to etap
pierwszy, gdyż jest koniecznością dokonania wyboru narzędzi tej terapii, czyli
naprawiania tego, co potrzebuje (lub też nie) zmiany.
Niezwykły jest obraz Kwiat życia F. Kahlo. To otwarcie na
energię, która wypływa z człowieka, ale i na taką, która może wypełnić
człowieka. Sam kwiat jest elementem prenatalnym pozwalającym na narodziny
nowego.
Wyspa Lacroix, której
autorem jest C. Pissarro, to moment, w którym sam uświadamia sobie, że jest
wyspą, zatem sam dla siebie jest i przez siebie dokonuje uzdrowienia, bo tylko
on sam w swym immanentnym świecie wie lub czuje, co potrzebuje uleczenia. W tej
tajemnicy impresjonistycznej człowiek uświadamia sobie, że jego samotność jest
błogosławieństwem. Trzeba tylko przyjąć tę prawdę, choć to niełatwe.
A teraz obraz szczególny - Impresja, wschód słońca C.
Moneta. Życie to nie tylko mgła i niepewność, ale i nadzieja, która stałym
elementem naszego życia. ten wschód to nadejście i słońca, i tego, na co
czekamy. Ale nie jest jeszcze jasno, to dopiero zapowiedź. Może więc ułuda, bo
na pytanie, czy stanie się południe tego "dnia", nie znamy jeszcze
odpowiedzi. Wschód może być nadchodzeniem dobra, miłości, spełnienia, zdrowia
ciała i ducha. Zapowiedź pozwala czekać. Nie jest jeszcze stanem spełnienia,
ale to swoista namiętność do sztuki. To uniesienie jest celem, a nie
spełnienie.
Rozbłysk słońca Hansa Hofmanna
to dzieło pełne w swej prostocie. Ten infantylizm jest teraz na tym etapie
terapii niezbędny. Mówić malarstwem do człowieka to ukazywać prostotę barw i
kolorów, a co za tym idzie, prostotę emocji, które wymagają uświadomienia
sobie, że mamy do nich prawo. Mamy prawo do odczuwania każdych emocji, choć
socjalizacja wmawia nam, że to odczuwanie powoduje wartościowanie, a zatem
powoduje i radość z odczuwania tego, co nazwaliśmy kalos kagathos, ale i smutek
z odczuwania tego, co powszechnie negatywne.
Taka dialektyka może być niepełna i niezrozumiała, ale - wybacz Czytelniku
- jest subiektywnym argumentowaniem odczuwania emocji, jak więc
mówić o poprawności powyższych argumentów. Czekać mi tylko przyszło na
refutację...
A jak osiągnąć w życiu radość w codzienności? Obrazami mówiłbym o detalach
dla każdego ważnych inaczej. Oczywiście Karnawał Arlekina J.
Miró. Znajdź na tym obrazie te, które Ty dostrzegasz i uznajesz jako ważne. Tu
symbolicznie można zobaczyć elementy, które mogą stanowić sakralizację zwykłych
rzeczy, a z nich przecież składa się nasza codzienność.
Marcelle Lender tańcząca
bolero w operetce Chilpéric Henri de Toulouse-Lautrec'a to kolejny obraz nieprzypadkowego
tu artysty. Radość życia pomimo przeciwności - takim hasłem można
scharakteryzować tę twórczość. Sztuka malarska i sztuka życia w jednym. Właśnie
pomimo. Pomimo przeciwności. A sam artysta miał ich aż nazbyt wiele.
Są utwory muzyczne, przy których chce się tańczyć.
Patrząc na ten obraz, odbiorca samoistnie wchodzi w tę przestrzeń zamkniętą
w obrazie i zaczyna tańczyć bolero.
Sam taniec jest tu symbolem. Pracując nad sobą z dnia na dzień, w mozole
powtarzającej się rzeczywistości, można dostrzec wzrastanie, progres i
dojrzewanie.
A z tego poziomu, na którym choroby, poniżenie, odrzucenie, samozagłada,
cierpienie, można odbić się i wznieść aż pod sufit paryskiej Opery,
gdzie różnobarwne obrazy i anioły. Obrazy malarza aniołów (Marca Chagalla) dają
siłę wręcz nadprzyrodzoną, metafizyczną. Anioły nazywane są bytami
transparentnymi i ta właśnie cecha jest niezbędna dla uzdrawiania samego
siebie. Trzeba wykazać się niezwykłym taktem względem siebie i innych, trzeba
pozwolić sobie na wrażliwość, tkliwość i czułość, czyli trzeba stać się słabym
(w oczach świata), by stać się silnym. Ta wnikliwość jest warunkiem koniecznym
dla tego, co tu nazywam artterapią.
Chapeau bas tym, którzy czuję tę MOTYLOWATOŚĆ naszą i pielęgnują ją w sobie
i w innych.