"W izbie nauki zawsze gwar i hałas, jakby to był jakiś targ,
tylko że handluje się tu czym innym.
I nigdy nie jest jasne, kto jest nauczycielem, a kto uczniem. Uczyć się od
młodych,
niedoświadczonych i niepopsutych książkami – to zalecenie reb Mordkego.
Isochar idzie jeszcze dalej: choć pozostaje osią owego przybytku i wokół niego
wszystko się kręci, to jednak ten bet midrasz jest najważniejszym miejscem,
działa niczym ul czy mrowisko, a jeżeli panuje tu jakaś królowa, to jest nią
chyba tylko Mądrość. Wiele tu wolno młodemu. Ma prawo i obowiązek zadawania
pytań; żadne nie jest głupie i nad każdym trzeba się zastanowić."
/"Księgi Jakubowe" Olga Tokarczuk/
Jestem nauczycielem, a przez to człowiekiem uprzywilejowanym. Bo ucząc
innych, mogę uczyć się sam od swych uczniów. Ich świeże spojrzenie na
rzeczywistość pozwala wyjść poza schematy i na nowo zadać pytania o nasz świat,
o wartości, o wszelkie imponderabilia. Nietypowe rozwiązania zadań i nietypowa
interpretacja tekstów kultury to bardzo częste wśród ludzi młodych. To oni są
niepopsuci książkami, mówiąc językiem powieści.
A psuje się ich niepotrzebnymi lekturami, książkami o nudnej fabule i
patetycznymi dziełami, których ani nie rozumieją, ani nie czują. Zdaję sobie
sprawę, że wychowanie i uczenie wymaga przejścia także przez klasykę literatury
i kanon dzieł. Jednak scholastyczny sposób "przerabiania" tych lektur
sprawia, że zniechęcamy człowieka do czytania i odkrywania wspaniałych światów
zamkniętych na kartach książek.
Świadomie używam tu słowa "przerabiać", bo młodzi ludzie tak
nauczeni rzeczywiście (jak to mówią) przerabiają lektury. W złym tego słowa
znaczeniu zmieniają obraz ukazanego tam świata, a tym samym deformują ten
obraz. Zaczynają też żyć w takim zdeformowanym świecie. Może lepiej te dzieła
omawiać, analizować, interpretować i przeżywać?...
Ja uczę się od swych uczniów, jak zachować w umyśle ten prawdziwy świat.
Rozmowa z nimi, dyskusja i wymiana opinii jest jak świeży oddech w zatęchłym
świecie przepełnionym hipokryzją, faryzeizmem i obłudą.
Oni jak średniowieczni rycerze bronią często wiary w swe zasady
niesplamione jeszcze konformizmem.
Każdy człowiek już od małego dziecka zadaje pytania. Są one niewygodne,
niełatwe dla dorosłych, ale czyż nie dzięki tym pytaniom może na swym właściwym
miejscu panować przywołana tu przez Olgę Tokarczuk Królowa w
wielkim ulu? Mądrość, bo niej tu mowa, jest jedyną, która utkana jest z pytań.
Każde pytanie postawione przez ucznia jest dla mnie wielką wartością, bo po
pierwsze wynika ze zrozumienia lub choćby próby zrozumienia świata przez
młodego człowieka, a po drugie pozwala i mnie zatrzymać się nad konkretnym
elementem tego świata i dokonać próby zredefiniowania pojęć. Dzięki tym pytaniom zmuszony
jestem na nowo spojrzeć na to, co stanowi uznaną wiedzę o świecie. Ale to dla
mnie swoisty przywilej. W zawodzie nauczyciela to jest niezwykłą wartością
dodaną.
Porównuję to czasem do przelewania wody za pomocą koszy wiklinowych. Tymi
koszami są nasze uplecione i splecione umysły. Przelewamy tę wodę. Nauczyciel w
kosz ucznia, a uczeń w kosz nauczyciela. Cóż! I w jednym, i w drugim koszu
niewiele z tej wody zostaje. Czasem nawet ani kropla. Ale pozostają czyste!
Czyż to nie jest niezwykłe? Mieć czysty umysł! Czegoż można chcieć więcej?
Dziękuję zatem każdemu, kto zadał mi w życiu choć jedno pytanie.
Chapeau bas wszystkim uczniom, którzy, stawiając pytania, oczyszczają
umysły swych nauczycieli!