piątek, 27 marca 2020

Mieć czysty umysł! Czegoż można chcieć więcej? Nadal "Księgi Jakubowe" Olgi Tokarczuk


"W izbie nauki zawsze gwar i hałas, jakby to był jakiś targ, tylko że handluje się tu czym innym.
I nigdy nie jest jasne, kto jest nauczycielem, a kto uczniem. Uczyć się od młodych,
niedoświadczonych i niepopsutych książkami – to zalecenie reb Mordkego. Isochar idzie jeszcze dalej: choć pozostaje osią owego przybytku i wokół niego wszystko się kręci, to jednak ten bet midrasz jest najważniejszym miejscem, działa niczym ul czy mrowisko, a jeżeli panuje tu jakaś królowa, to jest nią chyba tylko Mądrość. Wiele tu wolno młodemu. Ma prawo i obowiązek zadawania pytań; żadne nie jest głupie i nad każdym trzeba się zastanowić."
/"Księgi Jakubowe" Olga Tokarczuk/

Jestem nauczycielem, a przez to człowiekiem uprzywilejowanym. Bo ucząc innych, mogę uczyć się sam od swych uczniów. Ich świeże spojrzenie na rzeczywistość pozwala wyjść poza schematy i na nowo zadać pytania o nasz świat, o wartości, o wszelkie imponderabilia. Nietypowe rozwiązania zadań i nietypowa interpretacja tekstów kultury to bardzo częste wśród ludzi młodych. To oni są niepopsuci książkami, mówiąc językiem powieści.
A psuje się ich niepotrzebnymi lekturami, książkami o nudnej fabule i patetycznymi dziełami, których ani nie rozumieją, ani nie czują. Zdaję sobie sprawę, że wychowanie i uczenie wymaga przejścia także przez klasykę literatury i kanon dzieł. Jednak scholastyczny sposób "przerabiania" tych lektur sprawia, że zniechęcamy człowieka do czytania i odkrywania wspaniałych światów zamkniętych na kartach książek.
Świadomie używam tu słowa "przerabiać", bo młodzi ludzie tak nauczeni rzeczywiście (jak to mówią) przerabiają lektury. W złym tego słowa znaczeniu zmieniają obraz ukazanego tam świata, a tym samym deformują ten obraz. Zaczynają też żyć w takim zdeformowanym świecie. Może lepiej te dzieła omawiać, analizować, interpretować i przeżywać?...

Ja uczę się od swych uczniów, jak zachować w umyśle ten prawdziwy świat. Rozmowa z nimi, dyskusja i wymiana opinii jest jak świeży oddech w zatęchłym świecie przepełnionym hipokryzją, faryzeizmem i obłudą.
Oni jak średniowieczni rycerze bronią  często wiary w swe zasady niesplamione jeszcze konformizmem.
Każdy człowiek już od małego dziecka zadaje pytania. Są one niewygodne, niełatwe dla dorosłych, ale czyż nie dzięki tym pytaniom może na swym właściwym miejscu panować przywołana tu przez Olgę Tokarczuk Królowa w wielkim ulu? Mądrość, bo niej tu mowa, jest jedyną, która utkana jest z pytań.
Każde pytanie postawione przez ucznia jest dla mnie wielką wartością, bo po pierwsze wynika ze zrozumienia lub choćby próby zrozumienia świata przez młodego człowieka, a po drugie pozwala i mnie zatrzymać się nad konkretnym elementem tego świata i dokonać próby zredefiniowania pojęć. Dzięki tym pytaniom zmuszony jestem na nowo spojrzeć na to, co stanowi uznaną wiedzę o świecie. Ale to dla mnie swoisty przywilej. W zawodzie nauczyciela to jest niezwykłą wartością dodaną. 
Porównuję to czasem do przelewania wody za pomocą koszy wiklinowych. Tymi koszami są nasze uplecione i splecione umysły. Przelewamy tę wodę. Nauczyciel w kosz ucznia, a uczeń w kosz nauczyciela. Cóż! I w jednym, i w drugim koszu niewiele z tej wody zostaje. Czasem nawet ani kropla. Ale pozostają czyste! Czyż to nie jest niezwykłe? Mieć czysty umysł! Czegoż można chcieć więcej?
Dziękuję zatem każdemu, kto zadał mi w życiu choć jedno pytanie.



Chapeau bas wszystkim uczniom, którzy, stawiając pytania, oczyszczają umysły swych nauczycieli!
 





poniedziałek, 23 marca 2020

Tu wszystko jest symbolem, czyli o otwartości umysłu przy czytaniu "Ksiąg Jakubowych" Olgi Tokarczuk


Dalej "Księgi Jakubowe" Olgi Tokarczuk. Czytam tę książkę już od miesięcy. Strona po stronie. Język tego dzieła jest niezwykły, więc szukam znaczeń, odniesień, kontekstów. By zrozumieć przedstawiony tu świat, trzeba poczuć słowa i znaczenia wynikające z ukazanej przez Tokarczuk kultury.
Czytam tak długo, bo delektuję się smakiem każdej frazy. To swoista intelektualna rozkosz dla wyobraźni. A kiedy jest się już w tym świecie, nie chce się z niego wychodzić. To cudna przygoda, do której w każdej chwili można wrócić i przeżywać ją wraz z bohaterami. Przy czytaniu Tokarczuk mam wrażenie, że nawet bohaterowie wiedzą, że jestem tam z nimi. Dostrzegają mnie. Gdy przechodzę, oni spoglądają na mnie, rzucają spojrzenia i nawet się delikatnie uśmiechają. Chcą, bym im towarzyszył. Niektórzy nawet puszczają mnie w drzwiach, gdy przechodzę przez te bezkresne przestrzenie.
Język tej powieści jest... Przychodzi mi do głowy słowo wysublimowany. Ale to nadal zbyt duże uproszczenie. W artyzmie nie ma odpowiedniego słowa dla określenia takiego sposobu widzenia, bo i twórca, i dzieło, i odbiorca (tu czytelnik) żyją swoim życiem, więc zgodnie z zasadą panta rhei, wszystko wciąż się zmienia, ewoluuje i zmienia znaczenia w zależności od stopnia wrażliwości i zrozumienia tego, co napisane i tego, co zamilczane. W literaturze najpiękniejsze jest to, co nienapisane, co tylko zasugerowane, czyli przemilczane świadomie lub nie. Związane jest to z ciekawością świata pisarza, ale i czytelnika, ale przede wszystkim z otwartością umysłu i wyobraźni. Ta otwartość pozwala zobaczyć i poczuć zarówno to, co każdy człowiek dostrzega w sobie, co dostrzega wokół siebie, ale i co dostrzega ponad sobą. Te trzy różne sposoby widzenia świata są swoistą podróżą sentymentalną, którą człowiek odbywa w głąb siebie.  
Olga Tokarczuk jak to autorka o otwartym umyśle wymaga od Czytelnika tego samego - otwartości umysłu. A to rodzi ciekawość na świat, co znowu otwiera na nowe doświadczenia i nową rzeczywistość, czyli na inny świat.
Czytam kolejny fragment:
Pośród mężczyzn Thomas mówi o ideach masońskich. Ten temat budzi ciekawość starszych braci z prowincji od dawna, a jako że syn Szejndel sam do loży należy, robi im coś w rodzaju małego wykładu, po którym zaczyna się wielka dyskusja. Najbardziej w pamięć zapada braciom jeden
fragment. Thomas opowiada, że w tym podzielonym świecie zbudowanym z frakcji, które nastają wzajemnie na siebie, a które zwą się religiami, wolnomularstwo jest jedynym miejscem, gdzie mogą się spotykać i działać ludzie czystego serca, pozbawieni przesądów i otwarci.

Dzięki twórcom literatury, a tu szczególnie dzięki Oldze Tokarczuk, czytelnik może doświadczyć czegoś, co zwykle jest zamknięte dla jego oczu. Może uczestniczyć w wielkiej dyskusji nad światem zarówno rzeczywistym, jak i wszelkim wyobrażeniom o tym świecie.

Komentarzem niech będą znowu słowa z "Ksiąg Jakubowych":

Wszystko to ogląda Jenta, ponieważ występuje oto jakieś podobieństwo, które przywołało tutaj jej uwagę. W czasie zdarzają się momenty bardzo podobne do siebie. Nici czasu mają swoje węzły i węzełki, co jakiś czas przydarza się coś symetrycznego, co jakiś czas coś się powtarza, jakby rządziły wszystkim refreny i motywy, co dostrzega się z pewnym zażenowaniem. Porządek taki bywa kłopotliwy dla umysłu; nie wiadomo, co z nim począć. Chaos zawsze wydawał się ludziom bardziej swojski i bezpieczny, jak bałagan we własnej szufladzie.

W tym świecie powieści czuję się we własnej szufladzie, czyli swojsko i bezpiecznie. Z tego chaosu wydarzeń, postaci i pojęć wyłania się wielka historia i wielka metafora.  Nieprzypadkowo pełen tytuł brzmi tak: "Księgi Jakubowe albo wielka podróż przez siedem granic, pięć języków i trzy duże religie, nie liczący tych małych".

Jest tu księga, jest postać Jakuba, jest podróż. Jest siódemka, piątka, trójka. Jest i granica, i język, i religia.  
W końcu tu wszystko jest symbolem.



Chapeau bas tym, którzy czytają i mają otwarte umysły!

piątek, 20 marca 2020

O człowieczeństwie


Człowiek już od dawna
traci swe człowieczeństwo
no jeśli nie całe
to na pewno jakąś część
i to bezpowrotnie
przez lata je tracił
litera po literze
co więc mu zostało?

Tylko c... jak
jak cierpienie
jak cmentarz
jak cnota
jak całun
jak cel
?

Chapeau bas tym, którzy zachowali choć jedną jeszcze literę z człowieczeństwa!



O godności


Konstytucja RP: Art. 30. Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych.
Zaczynam od słów Konstytucji, bo chcę zwrócić uwagę na to, co jest najważniejsze. Jest kardynalną, czyli naczelną ludzką wartością. Godność, bo niej mowa, jest przyrodzona i niezbywalna. Jeśli zgodnie z Konstytucją, stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela, obowiązkiem każdego jest zapewnić drugiemu człowiekowi wolność i potrzebne mu prawa. Znaczy to, że przychodzimy na świat z godnością i nie możemy się jej pozbyć. Ale tu pojawia się pytanie, czy można ją komuś odebrać, czy człowiek sam może pozbyć się godności? 
Odpowiedź na te pytania stanowi podstawę niezliczonych prac, rozważań, wykładów itp. I nie jest tu moim celem podawać odpowiedzi na te pytania, lecz intelektualnie dotknąć tej wartości w kontekście wychowania i edukowania.
Czasem wydaje się to być proste, gdyż zazwyczaj procesy te są wertykalne. To starsi uczą młodszych i to starsze pokolenie wychowuje to młodsze. Tylko jakie efekty tego obserwujemy? Są takie chwile, kiedy musze się zgodzić ze stwierdzeniem wielu, że krytykujemy młodzież, ale to właśnie dzieci już od początku obserwują starszych, biorą z nich przykład, powielają ich zachowania i wzorce.
Jako praktyk, który każdego dnia w swej pracy zawodowej obserwuje młodych ludzi, zdaję sobie sprawę z tego, jak ważne są słowa Dorothy L. Nolte.

Jeśli dzieci są ciągle krytykowane, uczą się potępiać.         
Jeśli dzieci żyją we wrogości, uczą się walczyć.
Jeśli dzieci żyją w strachu, uczą się być pełne obaw.
Jeśli dzieci żyją we wstydzie, uczą się odczuwać winę.
Jeśli dzieci żyją w tolerancji, uczą się być cierpliwe.
Jeśli dzieci są chwalone, uczą się pewności siebie.
Jeśli dzieci są nagradzane, uczą się doceniać.
Jeśli dzieci są doceniane, uczą się kochać siebie.
Jeśli dzieci są akceptowane, uczą się znajdować miłość w świecie.

Jak więc stworzyć taką przestrzeń, w której każdy świadomy będzie, czym jest godność ludzka?
Jak mówić o godności? Jak uczyć, czym jest godność?
Sama postawa autorytetu nie może wystarczyć. To zbyt mało. Wielu nauczycieli swą pracę zawodową buduje na tym przeświadczeniu. Sami stają sie drogowskazami i sami z całym zaangażowaniem tworzą jak najlepsze warunki, by inny człowiek zachował swą godność i miał świadomość swojej wartości. Ale szkoła to za mało.
Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za ten proces nauczania i wychowania.


Chapeau bas tym, którzy potrafią nie tylko krytykować, ale przede wszystkim potrafią i chcą chwalić, nagradzać, doceniać, akceptować.

poniedziałek, 16 marca 2020

Chciałbym być wirusem. Po co? By zarazić świat. Czym? Epidemią miłości.


Czas pandemii.

A więc nadszedł.  Czas zdawania obowiązkowego egzaminu. Z czego? Z człowieczeństwa. Ktoś powie, że każdego dnia i w każdej chwili zdajemy taki egzamin. Zgadzam się. Jednak w momencie epidemii zdajemy z każdej innej dziedziny.
Epidemia wszędzie, więc i gospodarka, i szkolnictwo, i ekonomia, i tak dalej przechodzi wielkie trudności.
Gdyby był to egzamin w jakiejś szkole, gdyby można było przygotować jakieś materiały, czy nawet  ściągi, to może byłoby łatwiej. A tu jeden z najważniejszych egzaminów w życiu i na dodatek zdają wszyscy w tym samym terminie.

Wyglądam przez okno, a tam ludzie w kolejce przed apteką oddaleni od siebie o kilka nawet metrów. Nie rozmawiają ze sobą. Boją się siebie na wzajem. Odwracają wzrok przed sobą. Czekają.
Teraz każdy czeka. Na dobre wiadomości i końcu epidemii. Na telefon od kogoś bliskiego, by choć pogadać i do kogoś się odezwać. Na nadzieję, że w końcu jakoś to będzie. Pewnie jakoś będzie. Tylko po wszystkim zostanie konieczność spojrzenia w lustro. Każdego ranka będziemy zaczynać dzień od mycia zębów i spoglądania w lustro. I co powie każdy z nas temu, którego tam zobaczy? Czy z dumą, czy ze wstydem będzie rozpoczynać każdy dzień?
Więc czekamy na wynik egzaminu. Tylko jak go sprawdzić? Czy stworzy ktoś model odpowiedzi? Czy system zadań otwartych z wynikami wystarczy, by zdać? Tylko kto nam wystawi świadectwo? Każdy sobie sam?
Tylko kto uzna taki dokument? I jaką będzie mieć wartość teraz i za wiele lat?
To nie z wirusem mamy największy problem, ale z konsumpcjonizmem i wygodą bezmyślnego życia. Kiedy trzeba zamknąć się w swych ścianach, kiedy trzeba zrezygnować z tak wielu wygód, trzeba jeszcze zobaczyć innego człowieka. Ale w swych zamkniętych czterech ścianach tak trudno dostrzec innego.

Kiedyś już cytowałem jednego z geniuszy literatury - J. W. Goethego.
Ale dziś to mój imperatyw kategoryczny, by przywołać znów jego słowa: "Chciałbym być wirusem i zarazić świat epidemią miłości."
/Johann Wolfgang von Goethe/

Chciałbym być wirusem. 
Po co? By zarazić świat. 
Czym? Epidemią miłości. 
I czym jeszcze? Epidemią dobra.

Chapeau bas tym, którzy zarażają miłścią i dobrem!

Wiele nazwisk trzeba by tu wymienić...



poniedziałek, 9 marca 2020


Dostałem jakiś czas temu książkę pt. "Pieszo i beztrosko. O sztuce spacerowania". Solvitur ambulando - takimi słowami zaczyna się czytanie. Rozwiązanie przez chodzenie - oto sposób na przechodzenie przez życie. Człowiek ma nie tylko potrzebę chodzenia, ale to stan naturalny i konieczny, by energia stóp zamieniała się z twórczą energię umysłu. Kto z nas nie miał potrzeby wyjścia na spacer?  Chodzi się wtedy bez określonego celu, bo celem jest samo spacerowanie, przemieszczanie się w określonym tempie z bagażem nieokreślonych myśli. Spacerujesz, aby i myśli przechodziły przez twój umysł, aby je zatrzymać albo by pozwolić im odejść. Spacer to taki swoisty komfort, że można w życiu zwolnić, że można się nawet zatrzymać, że można iść bez celu. Spacer jest błogosławieństwem, darem, który człowiek dostaje od Losu. Przyjemność kroczenia jest niezwykła, bo to doświadczenie i somatyczne, i psychiczne, wręcz duchowe. Ruch ciała jest najlepszą gimnastyką. Przy chodzeniu pracuję tak wieka ilość mięśni, że każdy krok przybliża człowieka do zdrowia. A psychiczne przeżycie spacerowania to podróż sentymentalna, taka podróż w głąb siebie samego. 
Przypominają mi się pewne spacery. A to znaczy, że przypominają mi sie miejsca, ludzie, sytuacje itd. Spacer to czekanie, ale i spełnienie spotkania z innym człowiekiem. 
Spacer to zmieniająca się przestrzeń, a więc i zapachy, widoki, barwy świata.
Życie to taki długi samotny spacer z samym sobą.

I tu znowu komentarzem niech będzie literatura:  
Wszelkie kategorie rozpadają się w proch, gdy człowiek sam dobrowolnie wydala się spod ich zasięgu na daleki i samotny spacer.
/Witold Gombrowicz/


Bo mur nie tylko dzieli. Może też łączyć.

Jest taka książka... Jest taka książka, która mnie poruszyła, zaciekawiła, ale i dała poczucie tego, co nazywam satysfakcją zrozumienia pr...