środa, 14 marca 2018


Znowu uczę się słuchać. Nie tylko mówić i wymieniać poglądy, opinie, oceny. Ale słuchać - to znaczy być obecnym w czyjejś wypowiedzi i być czujnym. To do końca niełatwe. Bo albo i ja chcę wyrazić siebie, mówiąc, albo tyle innych myśli w głowie, albo po prostu zgodzić się z moim interlokutorem nie umiem. Ale cóż...
Kamień też mówi. Słucham więc i kamienia. I szanuję jeszcze bardziej mrówkę, bo ona mądrość niesie. 
Słuchać, choć zgiełk wokół. Cisza jest we mnie. Taka, by móc słuchać. Słucham...........

Przypowieści o życiu

"W przypowieści każdy głos ma jednakową moc i niemy kamień może powiedzieć tyle samo, co trajkocząca papuga, a maluteńka mrówka może przenieść większą myśl, niż cała karawana wielbłądów. Podobnie jest w życiu – najdrobniejsze wydarzenia czasem mówią więcej, niż te wybitne. A nawet brak wydarzenia niewątpliwie o czymś mówi.
[...]
I podobnie, jak źdźbło trawy w przypowieści nie ruszając się z miejsca może powiedzieć tyle samo, co orzeł, który obleciał kulę ziemską – również wydarzenia ze zwykłego życia mogą opowiedzieć o czymś niezwykłym.
Bo życie to całkiem niezwykła rzecz, nawet jeśli wygląda całkiem zwyczajnie".
F.Kriwin 




wtorek, 08 października 2013 11:06
Kiedy błagaliście waszego Pana o pomoc, On wysłuchał was: "Ja was wspomogę tysiącem aniołów idących jedni za drugimi." Bóg uczynił to jedynie radosną wieścią, aby uspokoić przez to wasze serca. Pomoc jest tylko od Boga. Zaprawdę, Bóg jest potężny, mądry!
 8. Al-Anfal 8:9-10 Koran
   
Każdy najdrobniejszy dar z miłością złożony - listek, kwiat, owoc, wody odrobinę - trudzącej się duszy samooddania dar, przyjmuję Ja Sam. Cokolwiek więc czynisz, czy spożywasz, (…), czymkolwiek się cieszysz, czy w darze przynosisz, jakikolwiek trud podejmujesz, lub ofiarę składasz - czyń to wszystko Mnie poświęcając.
 9. 26-27  Bhagavad-Gita
  
Niedola nie przestąpi do ciebie,
a cios nie spotka twojego namiotu,
bo swoim aniołom dał rozkaz o tobie,
aby cię strzegli na wszystkich twych drogach.
Na rękach będą cię nosili,
abyś nie uraził swej stopy o kamień.
Będziesz stąpał po wężach i żmijach,
a lwa i smoka będziesz mógł podeptać.
 Psalm 91. Biblia 


Styl jakże podobny. Gdyby nie przypisy, trudno byłoby określić źródło tych słów. Bo Bóg jest Jeden. Czyż nie?
Kultura inna, więc inne spojrzenie na istotę Najwyższą. Zresztą to człowiek stworzył religie i podzielił narody ze względu na typ kultury. A Bóg patrzy na to z góry... Czasem płacze, czasem się śmieje....


"Łatwo znaleźć składniki miłości, ale wszystko zależy od tego, jak się je miesza. Potrzeba ogromnej pracy.(...) Po pierwsze, trzeba umieć rozumieć i akceptować. Potem trzeba być najlepszym przyjacielem. Zawsze. Trzeba pracować nad pokonywaniem tego, czego w tobie nie lubi druga osoba. Potrzeba wielkiego serca, mimo że tak łatwo jest po prostu być małym człowiekiem w tak wielu sytuacjach... Czasami iskra zapalająca miłość jest z ludźmi od początku. Ale wielu tę iskrę bierze za płomień, który – jak uważają – będzie trwał wiecznie. To dlatego tak wiele ognia i żaru serc ludzkich po prostu się wypala i w końcu gaśnie. Nad prawdziwą miłością trzeba pracować diabelnie ciężko."
/Jonathan Carroll/
Miłości to praca - ciężka. Zdobyć czyjeś serce to niełatwe, ale jakże ciężko utrzymać związek i miłość. Pielęgnować, podlewać, obrywać to, co zbędne - to najtrudniejsze. A najlepszym fundamentem jest przyjaźń. Można się kochać i żyć ze sobą całe lata, ale tylko świadomość, że ta miłość to przyjaźń, pozwala rozwinąć skrzydła szczęściu! Rozpalać ogień, który jest gdzieś w iskierce, tak na dnie duszy. 
Patrzę na ludzi w związkach, małżeństwach już od lat. Ale jakże oni poważni, jakże dosłowni. Jakże przewrażliwieni. Owijają się jeden przez drugiego swą małostkowością i codziennością. A tu trzeba szaleństwa niemało, by w spontaniczności serca dokonać tego, co często - jak mówią - niemożliwe.
O jakże to błędne! Ta spontaniczność, to wyjście poza schematy i dosłowność słów, poza granice przyzwoitości (najczęściej narzucanej przez malkontentów) i działanie poza schematami. Wtedy słyszę pytanie: czy w końcu zmądrzeję, czy spoważnieję...? Nie, nie chcę spoważnieć. Chcę nadal zatrzymywać się nagle przy drodze, by zrobić zdjęcia starego domu, chcę śpiewać na schodach i pustych świątyniach, chcę próbować nowych potraw i chcę odnajdować zapomniane miejsca na tym świecie. Chcę zwiedzać świat ot tak nagle i bez planowania, chcę tańczyć choćby w lesie. Chcę z aniołami nadal żyć....
Bo przecież nie sam.
:)

Tłumacz coś więcej niż język



czwartek, 24 października 2013 12:54
„Tłumacz jest sługą, lokajem autora i może chyba o nim mówić tylko pozytywnie.”
/Juruj Andruchowicz/
Tłumaczenie z jednego języka na drugi to życie i myślenie w dwóch przestrzeniach jednocześnie. Wymaga to wielkiej praktyki. Nie ma czasu na zastanawianie się i podejmowanie decyzji dotyczących niuansów znaczeń, odcieni znaczeniowych, konotacji wyrazów etc. Pływać, poruszając jednocześnie dwiema rękami. Translacja to pływanie. Rozumiem tak wiele. Mogę dyskutować w obcym języku, sprzeczać się, opisywać i wyrażać emocje. Ale zapytany o treść i znaczenia odpowiadam… nadal w tym obcym. Podziwiam tych, którzy nawet akcent i gest przekazują taki sam. Są przekaźnikami przekaźnikami innej rzeczywistości językowej, a więc i kulturowej. Potrzeba wielkiej wrażliwości i empatii względem tego, który mówi i którego należy przetransponować na inną przestrzeń. Trzeba więc być i dobrym psychologiem, i człowiekiem pokornym, by nie oceniać przekazywanych treści, tylko przenieść je takimi, jakimi są i co za sobą niosą. Nie można być tym, który tłumaczy świat innym, lecz przenosi treść - kalkuje ją w sensie i znaczeniu dosłownym. 
.
Gratuluję tym, którzy są na tyle pokorni, by podjąć się takiego dzieła stworzenia nowej kulturowo rzeczywistości. A szczególnie jednemu, który w translacji na temat Boga nie stracił nawet tego, co nieuchwytne, transcendentne i subtelne. 


znowu Kamieńska Anna...

Mam ci tak wiele do milczenia
że nie znajduje ani słowa
trzeba by opowiedzieć wsteczne drogi
wymówić krzyk i przerażenie
wysłowić dotknięcie zimnych rąk na wieki
nie ma słów takich
jedyna nadzieja że jest alfabet życia

Zatem milczę, bo jak wyrazić wsteczne drogi kiedy już przeszłością są, krzyk zamilkł, strachu wciąż dość i pamięć rąk już martwych. 
Nadzieję mam. Na to, co teraz i na wieki. 
To chyba wystarczy, by żyć, a nie tylko istnieć...


sobota, 23 listopada 2013 18:02

Jeśli miłość jest ślepa...

:..:| ..:| |..-.. .::":.., :.:;



Obłuda pleni się jak dżuma. Coraz więcej i mocniej. Nie ma nikogo, kto nie doświadczyłby tego stanu.
Ale czym jest obłuda?
Postawą nastawioną nawet nie na zdobycie opinii lepszego w oczach innych, ale działaniem psychologicznym. To rodzaj samoterapii.  Ja czuje się lepiej, bo tak mocno realizuję hasła biblijne. Bo tak mocno wierzę, a ta wiara jest moim atrybutem. Ale atrybutem walki. Żegnam się krzyżem, a potem uważam,że jestem dobry, więc wszystko mi można.
Cóż za hipokryzja! Nie tylko w mediach, ale w życiu jest już nie do zniesienia! W imię wartości deprecjonuje się wartość, jaką jest człowiek i jego godność.
Jedni działają tak na pokaz dla zmiany swego wizerunku przed innymi ludźmi, ale są tez i tacy, którzy chcą być lepsi, ale dla idei.
Ponieśmy za idee śmierć ale nie zaraz…
 Georges Brassens

Proszę Pana, proszę Pani
nie bądźcie tacy zakłamani!
Tylko żegnać się przestańcie przed kapliczkami
I zróbcie coś dobrego swymi rękami
...
czystymi i pustymi jak otchłań.


Budowałem na piasku
I zwaliło się.
Budowałem na skale
I zwaliło się.
Teraz budując zacznę
Od dymu z komina.
 /L. Staff/

Od idei i wizji, od marzeń ulotnych jak dym budować. Więc wrócić znów do tych marzeń porzuconych na progu dzieciństwa i młodości. Znowu gdzieś w kącie kryjówkę sobie uwić ze snów. I patrzeć, i czekać na jawę, co pragnienia spaja. Zbyt trudne jest chwytanie tego, co ulotne. Jak dym złapać i i w dłoni swej zacisnąć.
Ale trzeba ludzi i ich religie zostawić, by z tym, co ulotne zostać sam na sam. Być dymem i rozwiać się na wietrze. Mieć marzenia i pchać przed siebie to, co nadzieją ludzie zwą. W dymie jest ofiara i wolność. Już nic mnie nie zatrzyma, już nic nie zamknie mnie w piecu tak wielkim jak otchłań.

Nie warto budować na piasku, bo podmuch jeden głupi zniszczy pragnienia duszy.
Nie warto budować na skale, bo gest jeden mądry zniszczy marzenia umysły.


A cóż złego jest w tych pragnieniach i marzeniach? Lecz spodoba się zaraz komuś, by odebrać ci nawet to, co jest pragnieniem. Bo mieć pragnienia to już wiele. Choć ideę mieć w sercu to żyć.

Buduję - nie od ofiar i cierpień, ale od dymu, w którym się chowam jak pod zasłoną i kirem przed tymi, co mówią, co pytają.




czwartek, 02 stycznia 2014 22:50

Na mojej szafce wciąż kalendarz na rok już miniony. Ale jakoś niełatwo go zdjąć. Bo był niełatwy, ale to przecież kolejna część mojego życia - już czterdziestoletniego. Coraz więcej wiadomości o śmierci kogoś wokół. Dziś kolejna osoba odeszła. Wczoraj jeszcze Ciocia Róża tuliła mnie mocno swą jedną sprawną ręką, gdyż druga po operacji. A dziś już jest po drugiej stronie mostu. Żegnała się, wzdychając.
Chapeau Bas, Ciociu! Za Twoje ręce spracowane i za naukę pokory w nazywaniu świata.
Rozmyślam wiec nad światem, czyli życiem - nie nad śmiercią. Bo cóż wiemy o śmierci?... Tak mało.
Życie tu i teraz wśród zmartwień codzienności. Ale co trudniejsze - śmierć czy ta codzienność? Pisała A. Kamieńska: "Nie śmierć mnie niepokoi, ale umieranie."
Może umieranie tak dzień po dniu jest straszniejsze od samego momentu pogodzenia się z ostatecznym. Myślę, że często ludzie wiedzą, że odchodzą. ta śmierć, któtej ja byłem świadkiem, była zawsze świadomym przyjęciem - dla mnie nieznanego, ale dla odchodzących - znanego już i bliższego świata.
W tym minionym już roku usłyszałem  przy składaniu życzeń świątecznych także i prośbę, by nie życzyć komuś zdrowia. Ktoś już jest tak zmęczony życiem, że pogodzony z ludźmi i Kimś tam po drugiej stronie czeka na moment przejścia. To trudne dla tych, co zostają, ale chyba już błogosławione przez tych, co gotowi, by pożegnać ten świat. Śmierć uczy człowieka pokory. Uczy tych, którzy muszą wciąż trwać. Zrozumieć umierających i pozwolić im umrzeć. To ich pogodzenie, więc ich decyzja.
Choć brakuje i brakować będzie...
Tej, co powtarzała, że to wszystko jest babane...

Chapeau bas, Ciociu Róziu! ;)


sobota, 18 stycznia 2014 12:57
Jako nauczyciel stwierdzam, że już nadszedł ten moment naszej polskiej rzeczywistości, kiedy coraz mniej czasu mam na nauczanie i wychowywanie, gdyż formalizm nas przerasta. Musisz człowieku udowodnić to, co robisz, co więcej - przekonać, że robisz to dobrze. Tylko kiedy, gdy jest tak wiele sprawozdań, dokumentów, analiz, ewaluacji itd. Jesteśmy zatopieni w formalizm. Wciąż wypisujemy, uzupełniamy, dokształcamy się. A czy nie można robić tego, co się zaczęło dobrze? Przekroczyliśmy granice absurdu. Wymyślamy wciąż nowe metody pracy, prześcigamy się w nowościach, a istota nam ucieka gdzieś w dali. Mozolna praca z człowiekiem - nie uczniem jest istotą pracy nauczyciela. Wzajemne, czytanie, słuchanie, pisanie, mówienie, zrozumienie i uczenie szacunku do samych siebie - czy jest coś więcej w tej pracy?
Czym starsze pokolenie, tym solidniej wykształcone i nauczone zarówno wiedzy i umiejętności, jak i godności i szacunku.
Młodzi ludzie nie szanują przede wszystkim siebie. Nie będę tu przywoływać przykładów, bo mój szacunek do siebie samego na to nie pozwala.
Wyjdź na ulicę, posłuchaj języka, jakim mówi większość, Czytelniku słów tych niewielu.
I znowu literatura: "Chciałbym, żeby zaczęto od szanowania siebie. Wszystko inne wypływa z tego."
Fryderyk Nietzsche

Chapeau bas! tym, co szanują siebie samych, zatem i świat cały!


niedziela, 26 stycznia 2014 12:27
Na poddaszu myśli zbutwiałych gdzieś przy kominie gorącym od  płonących ludzkich marzeń liczę słowa te zapomniane i upadłe. Ileż ich wokół. Pielęgnować je trzeba i leczyć. Dbać o ich wymowę i aksjologię. 
Słowa znaczą i niosą siłę. Są i takie, których należy się bać. Te śmierć niosą. Śmierć sensów i zrozumienia. Wśród wulgaryzmów i przekleństw próbuję ocalić niewinność znaczeń.
Choć świat nie chce słuchać. Świat mówić tylko chce. Bełkotem swego gniewu i nienawiści.
Prymitywizm pcha się drzwiami i oknami. Chronię się więc gdzieś wśród bibliotek pełnych zbutwiałych ksiąg pełnych zatartych liter. Jeszcze da się przeczytać, jeszcze można zrozumieć. Buduję więc mur z książek i myśli. On ocali mnie od zalewu indolencji, chamstwa, grubiaństwa i impertynencji....
Na nowo każdego dnia uczę się znaczenia i wartości słów. Praca to ciężka i mozolna. Szczególnie gdy już po chwili uszy moje cierpią od brzęków wydawanych przez usta i tłoki tych, o których kiedyś mówiło się "ciećwierz".


środa, 19 lutego 2014 19:44

once bitten forever smitten - I suppose
so he has spread the wings before me
sounds of wispers and frozen thoughts somewere inside me
how to distinguish - an angel or delusion of my mind
there is all I dream about and what I hate
he lose feathers and sold hope
I keep my faith in my hand and I fight for he trust people
destroy nowadays
how to shine and glisten when a mist of scars approaches
I cower waiting for the rustlig of the steps


piątek, 21 lutego 2014 14:13
Obserwują, co złego - bardzo przykrego dzieje się z ludźmi. Człowieczeństwa jak na lekarstwo. A życzliwość to już w ogóle towar deficytoway. Piszę "towar", bo i to jest już na sprzedaż. Jest się życzliwym, bo można z tego coś mieć. 
Pod płaszczem obłudy człowieka traktuje się jak przedmiot, a już na pewno jak coś gorszego. Jeszcze nigdy nie widziałem tylu zakompleksionych ludzi. Większość chce władzy i dowartościowania siebie przez deprecjację innego człowieka. 
Szczypta władzy pozwala na wiele - nazbyt wiele. 
Ten, kto ma władzę, nie mu­si ni­kogo za nic przepraszać. 
Rację miał Niccolo Machiavelli. I tak właśnie jest. Takie słowa jak: przeprasza, proszę... wychodzą z mowy potocznej. Przecież wszystko się ludziom należy i wszystko im wolno. Tak przynajmniej niektórzy twierdzą. Co więcej - w to wierzą.


poniedziałek, 10 marca 2014 8:06
Nic nie istnieje, a nawet gdyby istniało, to nikt nie mógłby o tym wiedzieć, a jeśliby kto o tym wiedział, to nie mógłby tego nikomu zakomunikować.
/Gorgiasz/

Nihilizm jest tą myślą, która niepokoi mnie chyba najbardziej. Doprowadza człowieka na skraj myśli, gdzie świadomość poznania jest nie tylko tak nikła jak pajęczyna, ale i nawet taka wydaje się być niepotrzebna. Jednak przemawia do mnie najbardziej fakt, który Gorgiasz podkreśla względem istnienia bogów - nasz żywot jest zbyt krótki, by cokolwiek prawdziwego stwierdzić. Nasze poznanie jest owocobraniem naszej wiary. A wiara nasza jest liściem spłowiałym i struchlałym na wietrze. Nawet chodzący po wodzie wiarę mieli w chodzenie po wodzie, gdyż wiary pełnej mieć nie można. Bo i wiara jest łaską - charyzmatem, który człowiek otrzymuje z Góry. Co zatem z tymi, którzy darów takich nie dostali? 
Zbyt krótko żyjemy, by zbadać, porównać, przeanalizować, prześledzić itd.

Gdyby nawet coś istniało i ktoś mógły o tym wiedzieć, to jak  o tym zakomunikować, kiedy język nasz jest sposobem porozumienia tak niewystarczającym i tak bardzo interpretowalnym. Słowa, znaczenia, języki - to labirynt. A labirynt, nawet jeśli jest z niego wyjście, zawse pozostaje labiryntem, czyli przestrzenią zawiłości i etymologicznie bronią obosieczną. Język jest głównie narzędziem walki. Erystyka sama w sobie jest walką. Udowodnić komuś, że nie ma racji to także nihilizm. 
Choć jak pisał Roman Brandstaetter: "Umbra fui, nihil sum - z własnej winy."


Niech spłynie nadzieja

Niech spływa ciepłą rosą moja nadzieja na skały rzeczywistości codziennej
Niech rozbija ją kropla wody i krąży między czasem i przestrzenią
Niech nawadnia to co jeszcze żyje gdzieś w sercu schowane


Niech spłynie nadzieja by wiatr wypełnić swym szelestem
A wtedy świat wypełni się mgłą ufności
że sens został nam dany jak oddech przy pierwszym westchnieniu
bo słowa dostaliśmy wraz z wrażliwością tak czułą jak dotyk kochanków

dlatego mówimy, piszemy i milczymy słowami
bo nadzieja mieszka w słowach


czwartek, 20 marca 2014 10:21
Kiedyś gdzieś w kącie magazynu zarupieciałym znalazłem zegar wielki z dworca. Zegar martwy. Mechanizm uszkodzony, szyba z jednej strony pęknięta. Kto go tu przyniósł, skąd się wziął? Jak długo czekał, by go odnaleźć i z kurzu przeszłości przetrzeć?
Wskazuje dwie informacje o czasie. Myślę, jakie to rzeczy działy się wtedy, gdy zegar stanął. Komu moment życia, a komu moment śmierci wskazał.
Zegary są świadkami naszej rzeczywistości i naszego życia. Milczą. Choć tyle widziały. Pokorne pracują dzień i noc i tak wciąż i zawsze. Więc zegar symbolem pokory?
Pokory i mozołu życia bez wytchnienia. Czasem myślę o czasie, patrząc na zegar wśród obowiązków swej pracy.
Czasem czas zwalnia i wtedy można nabrać oddechu, odpocząć. Czasem czas przyspiesza tak bardzo, że aż tchu brak.
I znowu w głowie mam literaturę…

W życiu bywają noce i bywają dni powszednie, a czasem bywają też niedziele. Rzadziej się to zdarza niż w kalendarzu.
Maria Dąbrowska

Chapeau bas tej Kobiecie za tę niezwykłą książkę, którą niedługo będę cytować z pamięci, bo tyle razy już delektowałem się jej słowami i sensami – jej głębią, a może nawet otchłanią życia….


- Religia?
- Wytwornym surogatem wiary.
Oskar Wilde

Więc można wierzyć bez religii, bez instytucji i całego blichtru teatralnego. Wiara jest najbardziej intymną częścią naszego życia. Bardziej intymną niż cała seksualność, erotyka czy prywatność. To osobowa, więc intymna sfera – przestrzeń, w której człowiek doświadcza Boga, gdzie z Nim rozmawia, gdzie cierpi i gdzie przeżywa samego siebie aż do śmierci.
O wierze pisać zatem nie będę.
A religia?
Jako coś w zastępstwie, to powinno być jak najbliższe rzeczywistości określanej. Religia jako rzeczywistość określająca musi być mimetyczna. 
Inaczej będzie karykaturą. A historia religii, doświadczenie i obraz przedstawiany w mediach pokazują jak badzo różni się od zawartych w niej zasad i prawd...


poniedziałek, 31 marca 2014 10:31
Jaka jest granica samodzielnego życia dzieła, a zatem i jego interpretacji?

Umbert Eco wyzwolił świat z narzuconego wzorca interpretacyjnego. Każde dzieło jest już polisemiczne, a akcent przeniesiony z relacji twórca – dzieło na dzieło – odbiorca. Ja jako odbiorca, interlokutor w dyskusji o świecie jestem wolny!
Tylko jaka jest granica tej analizy i interpretacji? Czy tylko ilość znaków zawarta w tym dziele?
To też kwestia kultur i tradycji. Inna nawet w danym regionie, w danej grupie społecznej etc.
Chapeau bas!
Z wyrazami wdzięczności, Panie Umberto Eco, za wolność w podręcznikach szkolnych i myśleniu o sztuce
RJKordeusz

Stumbling over the truth


Men oc­ca­sional­ly stum­ble over the truth, but most of them pick them­selves up and hur­ry off as if nothing ever hap­pe­ned. 

Winston Churchill

Stumbling over the truth...
Nothing happened. I only was born some years ago
and kneed before my  nothingness.
I would like to really become. Become to exist.
And I have to live with my head over boughs of trees.
They shake my hand. I am a part of the great, huge and all-powerful nature which is the truth. 


"Trwaj chwilo, jesteś tak piękna!"

Faustowskie słowa próbują zatrzymać czas.
Ale jaki czas? Jakie chwile bym zatrzymał?
Może niewarto. Przecież czekają na nas chwile piękniejsze, inne, chwile, które staną się dopełnieniem tego, co teraz piękne i niezwykłe.

Uczę się przeżywać codzienność codziennością i w codzienności. 

Już chyba nie walczę o dzień kolejny. Żyję tym, co dziś i teraz.
To niełatwe.
Ale może tak trzeba. Inaczej bym oszalał...
I dziękuję tym, którzy trwają ze mną w mojej codzienności - im chapeau bas!



Znowu Sztaudynger...
Jedni rodzą się za późno, a drudzy za wcześnie
To wielka sztuka zrodzić się współcześnie!


Myślę czasem, że urodziłem się za wcześnie albo zbyt późno. Później - może perspektywy byłyby inne i lepsze? A gdyby wcześniej, wrażliwość ludzka dałaby żyć z godnością i nie doświadczać wciąż indolencji. 
Mądre to - rodzić się współcześnie. Może trzeba rodzić się - w tym, co konieczne teraz i tym miejscu, w tej kulturze i w tych warunkach, wśród tych ludzi...
To niezwykła sztuka zrodzić się współcześnie i zachować swą godność, swój honor. Pozostać sobą, nie zakładawszy masek obłudy. 
Dostosować się do czasów i wymagań...
Tylko czasem pytam - po co?
Nie można doskonalić się w jednym, stać się mistrzem, mentorem i autorytetem ubranym w swój system wartości?

Czy trzeba być przebojowym, przedsiębiorczym i oryginalnym na tle tłumu? (Sic!)
Nie ma już miejsca na skromność i skruchę. Takie osoby giną. Pokora względem życia to towar deficytowy. 
Nie ma czasu na doskonalenie i się i rozwój. Dziś oznacza to tylko wielokierunkowość i przydatność - swoisty utylitaryzm względem świata. 
Śmiesznym wydawałby się dzisiejszy świat, gdyby istnieli w nim skrybowie , myśliciele,  poeci (nie literaci - tych zbyt wielu).
Może dlatego brak już wśród nas Różewicza, Miłosza, Szymborskiej, Herberta...

Przebojowość - tej mi brak. 

I M P A C T



I know - the test of good manners is being able to put up with bad ones.
I have to pass the test every day. The exam is the most difficult. 
So perhaps therefore I still repeat to myself - I am IMPACT!!!

I - Integrity
M - Manners
P - Personality
A - Appearence 
C - Consideration
T - Tact

I try to be IMPACT!
And I hope I am...



Wszyscy jesteśmy takimi samymi ludźmi. Kolor skóry i ubranie to tylko okrycie zewnętrzne. Tym, co decyduje o naszym człowieczeństwie, jest zdolność do okazywania współczucia innym i właśnie ta zdolność pozwoli nam przeżyć w kurczącym się świecie.
Dalajlama

Współczuć nie znaczy żalić się nad kimś. Nie znaczy to też litowania się nad kimś, bo litość to forma pogardy.
Kiedy litujemy się nad kimś często odbieramy mu godność. Skupiamy się na jego problemie, a nie na tym człowieku, którego wartością najwyższą jest godność. To niełatwe odrzucić to, co problematyczne i zobaczyć człowieka wraz z jego pełnią w sytuacji, kiedy towarzyszą mu kłopoty czy trudności. Chcąc pomóc człowiekowi, należy spojrzeć na niego w pełnym jego obrazie, czyli z godnością i dystansem. Litość odbiera nam ten dystans. Skupiamy się na aspekcie problematycznym, a nie na istocie człowieka. Współczucie, jak etymologicznie można zauważyć, to czucie wespół z kimś, razem z nim, a nie z jego problemami. To wybór człowieka, czy potraktuje innego podmiotowo jako człowieka, czy przedmiotowo - jego problem.
Zapewne wyciągając do niego pomocną dłoń, w jakimś stopniu pomogę, ale to nie współczucie. To droga do współczucia czyli do współ-odczuwania. Empatia jest zatem wartością wyższą od współczucia. Wartością najwyższą jest tu próba postawienia się w takiej sytuacji, jakiej jest inny. A gdy człowiek zda sobie sprawę, że jest w tej samej przestrzeni, co inny, nie musi działać. Może tylko po prostu być. Być z kimś i obok to już bardzo wiele.
Siła zła rozkłada się i staje się słabsza. Osłabia ją bliskość innego człowieka. 




Najgorzej, gdy szkoła ucieka się do takich metod, jak zastraszanie, przemoc czy sztuczny autorytet. Metody te niszczą u uczniów naturalne odruchy, szczerość i wiarę w siebie, czyniąc z nich ludzi uległych.
Albert Einstein

Jak się nie zgodzić z Einsteinem? Często obserwuję tworzenie sztucznych autorytetów zbudowanych na władzy i zależności. Psychologowie i psychiatrzy twierdzą, że najlepiej pracuje się na oporze. Jeśli ktoś stawia opór i buntuje się, to znak, że chce coś osiągnąć. Może nie są to te same wartości jak dla innych, może sprzeczne z ogólnie przyjętymi, ale przecież należy je ukierunkować.
Jest siła sprawcza, więc naturalne odruchy serca są oczywiste. Budować należy tylko na szczerości. A szczerość to otwartość na drugiego z całym jego jestestwem i bagażem.
Moja dewiza najważniejsza – bez względu na miejsce, pracę i hierarchię – najpierw być człowiekiem, a potem dopiero nauczycielem, kierownikiem czy dyrektorem, sąsiadem, przechodniem…..

Chapeau bas tym, którzy do końca pozostają człowiekiem!




Szkoły są po to – się po­myślało – żeby było łat­wiej żyć.
Edward Stachura

Chciałbym, aby w szkole łatwiej się żyło i uczniom, i nauczycielom, i całej kadrze administracyjno-technicznej. Szkołą to miejsce niezwykłe. Tu uczy się każdy – mozolnie z dnia na dzień. Uczeń zdobywa wiedzę i umiejętności podobnie jak nauczyciele wraz z doświadczeniem. Istnieje jednak ryzyko, że można stać się uczycielem – kimś, kto mówi, ale którego się nie słucha i którego się nie szanuje. To chyba w pracy szkoły najtrudniejsze – zachować twarz i stać się autorytetem.
Jakże szybko można stracić zaufanie i szacunek ludzi. W tej instytucji patrzy ci na ręce i na twe oblicze i uczeń, i nauczyciel, i dyrektor, i rodzic/opiekun, i organ prowadzący, i kurator, i każdy inny.
Myślę, że najlepszym sposobem ocalenia siebie i swych wartości jest jedno – zrobić wszystko, by nie ubrudzić tych rąk.
To znaczy być wiarygodnym i uczciwym – względem siebie.

Chapeau bas tym, którzy wierzą, że szkoły są po to, żeby było łat­wiej żyć.



„Być człowiekiem to właśnie być odpowiedzialnym.” 
Antoine de Saint-Exupéry

Tylko za co być odpowiedzialnym, w jakim stopniu i w jakiej mierze. W końcu za jaką cenę.

Levinas pisze: „Odpowiedzialność jest biernością bardziej bierną niż jakakolwiek bierność, otwarciem się na innego bez woli takiego otwarcia, otwarciem się bez umiaru, otwarciem nad otwarciami, ekspresją, ...
Nic nie zrobiłem, ale zawsze byłem wzywany.”

Odczytuję  te słowa jako wezwanie, by uczyć się odpowiedzialności za innych. Tą nauką jest słuchanie i uświadomienie sobie, że jestem wzywany do otwarcia się na drugiego człowieka. Nauczyć się słuchać, co mówi inny lub o czym milczy. Milczenie też jest mówieniem - może nawet najgłośniejszym. Słyszeć to, co mówi inny, a nie to, co mnie jest wygodnie usłyszeć. To najtrudniejsze. Ponadto należy słuchać wedle kategorii innego człowieka. Trzeba go zrozumieć i wysłuchać sensów jego słów. 
"...odpowiedzialność jest wcześniejsza niż [...] wybór." - pisze Levinas. 
To jest zatem istotą odpowiedzialności. To odruch serca wypływający z życzliwości. Jest przed wyborem. Wybór zazwyczaj będzie ukierunkowaniem się na siebie i swe dobro. A może trzeba jednak zrezygnować z siebie na rzecz innego.
Tak na chwilę stać się innym. 


ZARAZIĆ ŚWIAT EPIDEMIĄ MIŁOŚCI




Ridendo castigare mores – mówi Seneka.

Różne są przejawy śmiechu. Jest drwina, jest farsa i jest ironia. Ale ta najwyższej wagi kategoria śmiechu to życzliwość. Jest dziś ukryta i schowana. Coraz jej mniej – niestety. Bo wszystko stało się towarem w świecie interesowności.
Uśmiech rodzi się odruchowo u ludzi, którzy mają w sobie życzliwość, kulturę i takt. Uśmiech jest dla nich obliczem ich samych.
Jednak uśmiech nie może być sztucznym – planowanym działaniem i grymasem twarzy.
Prawdziwy uśmiech płynie z serca i światła, które człowiek ma w sobie. Tym światłem jest miłość, której doświadcza się w swym życiu. Miłość jest twórcza i może rozprzestrzeniać się, bo wciąż jest coraz więcej. Jest emanacją nieskończoną.

I znowu me myśli ukierunkowuje literatura – „Chciałbym być wirusem i zarazić świat epidemią miłości.”
J. W. Goethe


KAIZEN



改善
Problem staje się możliwością. Najlepiej – jak twierdzą min psychologowie – pracuje się na oporze. Stwarza on określone możliwości działania i ukierunkowuje zmianę. I niech to dzieje się małymi krokami, niech tylko jedna część nowej jakości będzie ożywiona, lecz to już krok do przodu. Nie ma idealnych rozwiązań, może zatem te, które pojawiają się, są najlepsze w danym momencie.
Próbuję od wielu miesięcy realizować zasadę KAZEIN
改善 pol. poprawa, polepszenie, zmiana na lepsze.
Ciągła zmiana, ciągły proces poprawy i ulepszania – to przerewelacyjnie genialna idea prowadząca do określonego celu. Ponadto myślę, że sukces nie jest transcendentny, nie jest gdzieś poza nami. Sukces jest częścią nas samych, jest  - staje się elementem naszej wewnętrznej rzeczywistości. Tak, mamy na niego wpływ, najlepszą pomocą do sukcesu jest jednak współdziałanie i zbieranie pomysłów od każdego. Pojedynczy człowiek choćby miał genialne pomysły i możliwości, wiele nie osiągnie, bo to przecież tylko jeden punkt widzenia. Połączenie sił – swoista synergia pozwala unieść dużo więcej. Zbudować nową rzeczywistość, nową jakość.
Każdy progres jest postępem. Bez względu na wielkość zmian i ilość kroków, jakie stawia się, by ulepszyć świat. Ten wielki i często nam nieznany, ale i ten nasz wokół nas i w nas samych. Wszystkim, którzy chcą zrozumieć tę zasadę i którzy chcą wraz ze mną ulepszać świat – chapeau bas!

改善


When you face the sunrise, the shadow is behind you.
Brian Tracy 
Taka lekcja optymizmu. Może oczekiwanie na wschód słońca, dobra, miłości, przyjaźni... jest odwróceniem się od złego. Cienie w naszym życiu zapewne są i będą. Jednak patrzenie na słońce, czyli dobro jest już wyborem człowieka, który chce żyć w światłości. Patrzenie na słońce już rozświetla oblicze ludzkie. Samo zwrócenie się więc ku  jasności jest potwierdzeniem, że człowiek chce żyć w światłości. 
Słonecznych dni zatem życzę tym, którzy w stronę cieni zwróceni. 

I chapeau bas tym, co wpatrzeni wciąż w jasność.


gombrowiczowanie


Niezadługo zdamy sobie sprawę, że już nie to jest najważniejsze: umierać za idee, style, tezy, hasła, wiary; i nie to także: utwierdzać się w nich i zamykać; ale co innego, ale to: wycofać się o krok i zdobyć dystans do wszystkiego, co nieustannie wydarza się z nami.
W. Gombrowicz

Chodzi mi po głowie temat niełatwy - ofiara za ideę. Czy można (mówiąc językiem Gombrowicza) zdobyć dystans do wszystkiego...? Może dystans do samego gombrowiczowania?

Do czytania pewnych dzieł jak do słuchania jazzu trzeba dorosnąć i dojrzeć. Po latach czytam teksty Gombrowicza i twierdzę, że wielkim pisarzem był....!
Wyłamał się jako jeden z pierwszych, by zauważyć, że forma nas obezwładnia i niszczy. A forma to znowu idea. Kolejna, która wymaga, byśmy się podporządkowali bez akceptacji i zrozumienia czemuś, co jest quasi-szlachetnością.
Gombrowiczowanie jest szlachetne. Jednak wymaga szczególnej dojrzałości i wnikliwego oglądu rzeczywistości na poziomie aksjologii samego Autora (Patrz Gombrowicza).
To swoista satyra na nasze wartości i to, co często nazywamy wartościami, choć są tylko transparentem, który niektórzy noszą przed sobą, by być zauważonym i docenionym. A to przecież tylko ułuda i obłuda. 

I znowu literatura przychodzi mi z pomocą wrażania tego, co między słowami - słowa Georges'a Brassens'a: 

Niejeden święty mąż, męczeństwo głosząc dzielnie,
sam długo zwleka nim na szafot wdrapie się,
bo dobrze wie, że tam jest raczej nieprzyjemnie,
z daleka lepiej patrzeć w świątobliwy cel.
Dlatego zanim się dopełni ta ofiara
nierzadko egzekucji dokonuje czas -
widocznie święty mąż powtarza też nie raz:
Ponieśmy za idee śmierć, ale nie zaraz,
śmierć tak ale nie zaraz.

Chapeau bas! Panie Gombrowicz!


uśmiech czy substytut radości?

Ci, co rozśmieszają ludzi, cenniejsi są od tych, co każą im płakać. 
Charles Chaplin

Cóż! Uśmiech jest wciąż wartością, której brak. Grymas twarzy jest często substytutem radości płynącej z wnętrza człowieka. Uśmiechu jak na lekarstwo!
Gdy spotyka się ludzi roześmianych, słyszy się także negatywne komentarze w ich kierunku. Tischner miał rację - drzemie w nas homo sovieticus. Najlepiej, by nikt się nie wyróżniał i był tak pośrodku, taki szary i zwykły.
Może tak bezpiecznie, ale czy warto - pytam?

Przecież nie kosztuje nic, kiedy uśmiechać się można do samego siebie, szczególnie ze świadomością, że jest zaraźliwy.
O ironio! Chaplin nie doszedł nawet do finału konkursu na swego sobowtóra w San Francisco. Odpadł w przedbiegach.
I jak się tu nie uśmiechnąć?.....

Bifurkacja interpretacji świata

Gdzieś ktoś kiedyś jakoś z kimś o czymś coś...


Ależ sensów otwartych w tego typu słowach!

Jest punkt wyjścia z każdego z tych słów. Dookreślić można wszystko. Tylko często pada pytanie - po co? Może nie tylko tak wygodniej, ale szerzej.  Interpretowalne staje się to, co otwarte na odbiorcę, ale i na samą rzeczywistość. Pragmatyka jako relacja treści z odbiorcą jest na pewno o wiele większa, szersza i przede wszystkim głębsza od samego znaczenia na płaszczyźnie semantycznej. To myśl sprawia, że jedno uogólnienie staje się" kosmosem", czyli nieskończonością odbioru i interpretacji świata. Jeśli dzieło jest granicą jego interpretacji, to widzenie świata znaczącego, odkrywanie tego, co między słowami, barwami, czy dźwiękami, staje się na tyle otwarte, na ile ludzka wyobraźnia sięgać może danej treści. To człowiek i jego doświadczenie kultury oraz jego horyzonty wyznaczają granice interpretacji. Ponadto intertekstualne odczytanie dzieła uwarunkowane jest zarówno wiedzą merytoryczną, jak i ilością przeczytanych i odczytanych dzieł. To swoista kula śnieżna. Im więcej przeczytasz, tym więcej sensów odkryjesz. Zatem interpretacja dzieł to swoista ciągła bifurkacja, która rozszerza każdy element o znaczenie i sposób zrozumienia. Interpretacja to dialektyczne odczytanie dzieła, które wciąż stwarzając kolejne (często sprzeczne) realizacje, staje się nową rzeczywistością, a oznacza to, że i nową możliwością - nową potencjalną kreacją.
Sam sposób zrozumienia świata jest już przecież interpretacją jego elementów. Co więcej - zrozumienie świata zawsze jest kompatybilne z otwartością umysłu, tolerancją, sposobem wychowania, kulturą, językiem itd. Zrozumienie poszczególnych elementów świata jest kolejnym etapem stwarzania świata na płaszczyźnie estetycznej, etycznej czy moralnej. Człowiek tak widzi świat i tak go rozumie, na ile go interpretuje. A interpretując, jest niczym Kreator - jego zrozumienie jest stworzeniem nowego elementu świata, który nigdy nie będzie taki sam i nigdy nie będzie powtarzalny.

Każda in­ter­pre­tac­ja jest już działalnością twórczą. 
/Mieczysław Jastrun/

Język uniwersalny czy istnieje?

Czy istnieje język uniwersalny, w którym można wyrazić wszystko, co niezbędne, a który zrozumiały jest dla wszystkich?
Odpowiem Wam. Tak, istnieje taki język.
Esperanto? Ludwik Zamenhof pseudonim Dr Esperanto powiedziałby, że to język neutralny i łatwy, że dostępny dla wszystkich, że międzynarodowy i tak dalej...
Angielski? Fingal O`Flahertie Wills, czyli Oscar Wilde napisał: Language is the parent, and not the child, of thought. Język jest ojcem, a nie dzieckiem myśli. Czyli twórczy ten język to tak do końca nie jest. A już na pewno nie współcześnie.
Francuski? Ce qui n'est past clair, n'est pas français. Czyli - co nie jest jasne, nie jest francuskie. Antoine Rivaroly  Sic! Oj jest właśnie... Język dyplomacji i kultury (głównie polskiej arystokracji...)
Greka? ν ρχ ν  λγος. To prawda - taki był początek.
Łacina? Lingua Latina Omnibus...


Powiem Ci w końcu. Już nie będę Cię, Czytelniku, trzymać w napięciu myśli i niepewności. Jeśli chcesz wiedzieć, jaki jest uniwersalny i najprostszy system porozumienia, podpowiem - to język uśmiechu. :)
(Pewnie teraz uśmiechnąłeś się do siebie, Szanowny Czytelniku, prawda?)
Niech to będzie Twój uśmiech losu! Niech Fortuna się do Ciebie uśmiechnie! Uśmiechaj się od ucha do ucha! Rób tak, by otrzymać order uśmiechu!

Tak porozumiesz się z każdym i wszędzie.

I znowu mistrzowie literatury...
Nigdy nie przestawaj się uśmiechać, nawet jeśli jesteś smutny, ponieważ nigdy nie wiesz, kto może się zakochać w twoim uśmiechu. Gabriel Garcia Marquez

Siła słabych.

Każdy z nas jest jak ziarno piasku nadepnięte stopą olbrzyma.
Cały dowcip polega na tym, żeby jakoś ten ciężar wytrzymać.
Żeby nie dać się wdeptać w ziemię, zniszczyć, stłamsić, zetrzeć na pył.
Siła słabych polega na tym, żeby nie dać się z całych sił!
M. Czapińska  “"Siła słabych"”


Siłą naszą jest nasza słabość. To właśnie jest wartością - fakt, że jesteśmy słabi, bo to dowód naszego człowieczeństwa. Paradoks polega tu na tym, że moja ludzka słabość stanowi o tym, że jestem kimś kruchym i delikatnym, ale to równoznaczne z tym, że jestem kimś wartościowym i niezwykłym. Poza tym słabość mobilizuje nas do dalszej walki. Wiem, że jeśli tak słaby jestem i tak kruchy, to tym bardziej muszę znaleźć siły do walki o życie, o obronę swych wartości i zasad.
Errare humanum est! To pozwala mi błądzić, bo to ludzkie. A być człowiekiem to niezwykły przywilej. Co by było, gdybym zaistniał jako zwierzę. Miałbym świadomość istnienia i duszę, ale czy tak w pełni dane by mi było poznać sztukę - ubogacać się muzyka, malarstwem, literaturą itd.? Czy mógłbym tak w pełni o sobie decydować? Albo co by było, gdybym zaistniał jako drzewo wielkie i dumne gdzieś pośrodku potężnej puszczy? Może miałbym tylko jeden widok? I choć zapierający dech, to jednak tylko ten i tak na lata w jednym miejscu.


Słabość człowieka jest zatem jego przywilejem i walorem jego istnienia.
Jak dobrze być słabym! Można się czasem załamać i pozostawić wszystko gdzieś z dala od siebie, a więc zatrzymać się w swej wędrówce. Można płakać ze wzruszenia i płakać z bólu. W końcu można płakać z rozpaczy i wić się jak wąż w swym jestestwie. Rozpacz jest stanem szczególnym. To swoiste dno, którego człowiek doświadcza. Ale rozpacz połączona jest na stałe z nadzieją.
Zawsze przecież musi być jakaś przestrzeń, która ma zapach ufności, że to wszystko ma jednak sens...

to, co ginie w przekładzie - poezja

Od lat zastanawiam się, czym jest poezja i jaki jest jej charakter na przestrzeni wieków. Definicja teoretycznoliteracka uwzględnia wiele aspektów i szczegółów. Synonim liryki - ars poetica.

Najbardziej precyzyjna jest jednak definicja - Poetry is what gets lost in translation. /Robert Frost/

To najlepsza dla mnie definicja poezji - to, co ginie w przekładzie. Istotą poezji jest brzmienie i subtelności między słowami, przestrzeń miedzy zwrotami, które czuje się myślą. Znać język to odczuwać tę przestrzeń, w której echolalia, paronomazje, onomatopeje, aliteracje, instrumentacja zgłoskowa...

All blameless joys on earth we find, 
And all the treasures of the mind- 
These be thy guardian and reward; 
So prays thy faithful friend, the Bard. 
/Robert Burns/

O, may I join the choir invisible
Of those immortal dead who live again
In minds made better by their presence; live
In pulses stirred to generosity,
In deeds of daring rectitude, in scorn
Of miserable aims that end with self,
In thoughts sublime that pierce the night like stars,
And with their mild persistence urge men’s minds
To vaster issues….
May I reach
That purest heaven—be to other souls
The cup of strength in some great agony,
Enkindle generous ardor, feed pure love,
Beget the smiles that have no cruelty,
Be the sweet presence of good diffused,
And in diffusion ever more intense!
So shall I join the choir invisible,
Whose music is the gladness of the world.
/George Eliot/
  
Laugh, and the world laughs with you;
    Weep, and you weep alone;
For the sad old earth must borrow its mirth,
    But has trouble enough of its own.
Sing, and the hills will answer;
    Sigh, it is lost on the air;
The echoes bound to a joyful sound,
    But shrink from voicing care.

Rejoice, and men will seek you;
    Grieve, and they turn and go;
They want full measure of all your pleasure,
    But they do not need your woe.
Be glad, and your friends are many;
    Be sad, and you lose them all,—
There are none to decline your nectared wine,
    But alone you must drink life’s gall.

Feast, and your halls are crowded;
    Fast, and the world goes by.
Succeed and give, and it helps you live,
    But no man can help you die.
There is room in the halls of pleasure
    For a large and lordly train,
But one by one we must all file on
    Through the narrow aisles of pain.
/Ella Wheeler Wilcox/

Oto poezja. Nie można jej tłumaczyć, by nie obedrzeć jej z ukrytych sensów i warstw brzmieniowych. Musi zostać zachowana w przestrzeni oryginalnej. I to jej największym bogactwem.

Jak przetłumaczyć takie poema?

i odejmować słowa od rzeczy 
nie maleją 
im nie ubywa 
a odarte ze skóry 
nieczułej długim wymawianiem 
owoce! 
o one! 
oblewające się początkiem 
o warzywa! 
którym przybywa na wagach 
o słowa! 
wam 
przypływa 
rzecz
/Miron Białoszewski/ 


Poezja jest tajemnicą największą. Nie istnieje człowiek, który znałby wszystkie języki, a to znaczy rozumiał i czuł wszystko to, co ukryte zarówno w wyrazach i słowach, ale zarówno między nimi, gdzieś pomiędzy.




Może tam w tej przestrzeni ukryty jest Absolut?

sens

Sens jest zawsze na styku, na połączeniu różnych płaszczyzn. Czasem przeszłości z przyszłością (bo teraźniejszość jest nieuchwytna), czasem życia i śmierci. Jak w spełnieniu. Najpiękniejszy jest czas oczekiwania i świadomość bliskości chwili, której się wyczekiwało. Samo spełnienie nie jest już najbardziej energetyzujące, ale ta chwila tuż przed. Sensem jest więc czekanie na to, co przyniesie życie. Sam moment uniesień lub deprecjacji jest już skutkiem. Sens wszystkiego jest zatem w założeniach a priori. Sens to przyjmowanie bez dowodu, bez sprawdzenia, czyli branie życia za rogi takim, jakim jest. Jednak do tego trzeba wiary. Sens widzą tylko ci, którzy mają wiarę. Może nawet nie jest ważne, w co się wierzy - w wartość, którą odnajduję się w sobie. Może więc wierzyć w siebie... Cóż, kiedy świat nie pozwala dostrzec w sobie tego, co najlepsze, co niepowtarzalne. Kiedyś różniliśmy się pięknie. Obecnie większość szuka tych samych sensów, chce tak samo wyglądać i mieć to samo co inni. I tu kolejne pytanie: czy sens jest w większości obiektywy czy subiektywny. Sensem moim jest wartość, która nie dla każdego jest tym samym. Jednak wartość wciąż jest tą samą Platońską ideą. Bo świat może być tylko transcendentny, co więcej - świat może być tylko światem Pleromy  - światem pełnym.
Sens zaczyna się więc gdzieś w nas, w naszym wnętrzu, ale jest nieskończony i nieokreśłony.

Czy z sensem nie jest przypadkiem tak - Credo quia absurdum...? Nie mogąc poznać sensu, można tylko wierzyć w to, co niepoznane i jeszcze niedoświadczone.

Anna Kamieńska ma znowu rację:
Rzecz z rzeczą sczepia się
pazurem podobieństwa
rzecz szuka rzeczy i gdzieś na ich styku
rodzi się światło sensu.

Zobaczyć świat Williama Blake'a

Świat zobaczyć w Ziarenku Piasku, 
Niebo w Dzikiej Roślinie,
Nieskończoność uchwycić w ręku,
A Wieczność w godzinie.

William Blake - Wyrocznie niewinności

Każdy element świata jest jego częścią, więc jest tym światem. Bez niego - tego ziarnka piasku świat by nie istniał, bo wszystko ma swe miejsce, wszystko jest chciane przez Kreatora. Ktoś chciał, by istniało i chciał, by tworzyło część w całości. Tak też jest z ludźmi. Istnieją, choć nie wszyscy z nich żyją. Może oddychają, mówią, śpią, ale są ich przebudzenie może nigdy nie nastąpić. Myślą, że to oni stanowią centrum świata i że wszystko im się należy. To oni mają największe potrzeby i muszą natychmiast je zaspokoić. Nie widzą innego człowieka. Bo jak zauważyć kogoś lub coś obok siebie, kiedy jest się w letargu? 
Żeby zobaczyć to małe ziarenko piasku i niebo w roślinie, trzeba po prostu pochylić głowię, a to wymaga pokory. Tego ludziom brak najbardziej. Są pełni pychy i zawiści. 
Tak. I wieczność można uchwycić w ręku. Bo cokolwiek mielibyśmy w ręku, wynika z wieczności, bo jest boskie. Wiem, że taki kierunek myślenia może prowadzić do panteizmu, ale w końcu to, co jest, jest ontologicznie chciane, więc stworzone przez Najwyższego.

Bo mur nie tylko dzieli. Może też łączyć.

Jest taka książka... Jest taka książka, która mnie poruszyła, zaciekawiła, ale i dała poczucie tego, co nazywam satysfakcją zrozumienia pr...